Życie sceniczne ma swoje jasne i ciemne strony. Te jasne to głównie ekscytujące momenty triumfalnych wiwatów rozentuzjazmowanego tłumu ku czci swoich idoli oraz celebrowania odnoszonych sukcesów i cieszeniem się z osiągniętej popularności; te ciemne związane są z przemierzaniem setek kilometrów, wielokrotnym przekraczaniem zmian czasowych i przede wszystkim z rozłąką z bliskimi i domem. Trasy koncertowe wielu grup trwają niekiedy długie miesiące, są często bardzo intensywne i w efekcie wycieńczające. Choć z pewnością dostarczają też wielu wrażeń, nieodłącznie muszą oznaczać długotrwałą rozłąkę z przyjaciółmi i rodziną. Tematykę taką muzycy podejmują dość często. Przyjrzymy się więc bliżej przykładowi ujęcia tego problemu przez Iron Maiden.
„Wasted Years” to utwór doprawdy niepozorny. Na pierwszy rzut oka dotyka tylko problemu tęsknoty za domem; w rzeczywistości niesie z sobą znacznie głębszą myśl.
„Wasted Years” – Iron Maiden
From the coast of gold, across the seven seas
I’m travellin’ on, far and wide
But now it seems, I’m just a stranger to myself
And all the things I sometimes do,
it isn’t me but someone else
I close my eyes, and think of home
Another city goes by, in the night
Ain’t it funny how it is,
you never miss it ’til it’s gone away
And my heart is lying there
and will be ’til my dying day
So understand
Don’t waste your time always searching
for those wasted years
Face up, make your stand
And realise you’re living in the golden years
Too much time on my hands, I got you on my mind
Can’t ease this pain, so easily
When you can’t find the words to say,
it’s hard to make it through another day
And it makes me want to cry,
and throw my hands up to the sky
So understand
Don’t waste your time always searching
for those wasted years
Face up… make your stand
And realise you’re living in the golden years
„Stracone lata” – Iron Maiden
Ze złotego brzegu przez siedem mórz
Ciągle w podróży, wciąż dalej i dalej
Czuję, że chyba sam sobie stałem się obcy
A wszystko, co robię,
tak jakby inny ktoś czynił
Przymykam oczy i myślę o mym domu
Mijam kolejne miasto w środku nocy
Czyż to nie zabawne jest, nigdy za nim [za domem]
nie tęsknisz, dopóki nie wyjedziesz
Tam me serce pozostało
i tam pozostanie aż do dni mych kresu
Zrozum więc
Nie marnuj czasu ciągle szukając
tych straconych lat
Staw czoło, stań dzielnie
I uwierz, że to twoje złote lata są
Zbyt dużo mam czasu, wciąż o tobie myślę
Tak po prostu nie umiem już znieść tej udręki
Nie znajduję już właściwych słów,
by przebrnąć przez kolejny dzień
To sprawia, że płakać mi się chce
i ku niebu swe ręce wznieść
Zrozum więc
Nie marnuj czasu ciągle szukając
tych straconych lat
Staw czoło, stań dzielnie
I uwierz, że to twoje złote lata są
Warto zwrócić uwagę, że angielski czasownik „waste” ma kilka różnych znaczeń: tracić, marnować, stracić. Z tego powodu tytuł tego utworu jest często tłumaczony jako „zmarnowane lata”. Moim zdaniem jest to jednak – w kontekście wydźwięku całego utworu – tłumaczenie niepoprawne. Chodzi bowiem nie o lata, które ktoś zmarnował, lecz te, które bezpowrotnie minęły i już nie wrócą.
„Wasted Years” był pierwszym utworem Iron Maiden napisanym samodzielnie przez Adriana Smitha, gitarzystę zespołu. Smith nie liczył w ogóle na to, że zespół będzie go chciał wykonywać – sądził, że lider grupy, Steve Harris, uzna ten numer za zbyt komercyjny. Tak się jednak nie stało – Harrisowi linia melodyczna „Wasted Years” bardzo przypadła do gustu, a utwór trafił na pierwszego singla promującego płytę „Somewhere In Time”.
Sama płyta powstawała po bardzo długiej trasie World Slavery Tour, w trakcie której grupa była m.in. na pięciu pierwszych koncertach w Polsce (w jednym z nich – w Łodzi – miałem okazję jako nastolatek uczestniczyć). Łącznie Iron Maiden zagrał w ciągu 331 dni aż 187 koncertów! Nic dziwnego, że po tak wyczerpującym tournée jako jeden z pierwszych powstał utwór, który opowiada o konsekwencjach wynikających z prowadzenia takiego trybu życia przez muzyków, którzy gros czasu spędzają w ciągłej podróży i występując przed rozentuzjazmowanymi fanami, ale jednak z dala od domu. Chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, że to może być na dłuższą metę męczące.
I co z tego, że widzi się fantastyczne miejsca, w których wielu z nas marzy, by kiedyś wreszcie postawić nogę: ze złotego brzegu przez siedem mórz, ciągle w podróży, wciąż dalej i dalej – śpiewa Bruce Disckinson. Co z tego, skoro po pewnym czasie czujesz, że chyba sam sobie stałeś się obcy, a wszystko, co robisz, tak jakby inny ktoś czynił. Co z tego, że odniosłeś gigantyczny sukces, koncertując na całym świecie i zbierając aplauz fanów. Nieuchronnie po tak długim czasie spędzonym na oglądaniu ciągle zmieniających się krajobrazów, gdy mijasz kolejne miasta w środku nocy, w końcu dopada cię rutyna, wychodzisz na kolejny koncert już tylko z myślą, kiedy to się skończy, a gdy w nocy zasypiasz zmęczony w samolocie czy autokarze, przymykasz oczy i myślisz o swym domu.
Trudno w to uwierzyć, ale tak to właśnie jest: muzycy przecież tego właśnie chcą, o tym marzą: o uwielbieniu fanów, pełnych salach na swoich koncertach i o wrzasku wielotysięcznego tłumu skandującego nazwę ich zespołu. Niezależnie jednak od tego, co robisz, choćbyś nie wiadomo, jak bardzo pasjonował się tym, co robisz, w pewnym momencie zawsze dopada cię znużenie i zmęczenie.
Analizę liryki „Wasted Years” przeprowadził także Corey Camori na kanale The Breakdown Channel na YouTube
Jako istoty ludzkie tak właśnie jesteśmy skonstruowani – żeby utrzymać stan ekscytacji, potrzebujemy stale wzmacniać przyczynę ekscytacji (to właśnie w ten sposób uzależniają się narkomani czy alkoholicy), a ponieważ jest to na dłuższą metę niemożliwe, po pewnym czasie potrzebujemy po prostu odmiany. Podobnie z podróżowaniem – choćby nie wiadomo jak bardzo pasjonowało cię odkrywanie nowych miejsc i kolejnych kultur oraz ludzi, po jakimś czasie zapragniesz powrotu do szarej codzienności w domowym zaciszu, zatęsknisz za spotkaniem z przyjaciółmi czy najbliższymi. Jak słusznie zauważył Corey Camori prowadzący The Breakdown Channel na YouTube, to sygnał, że twoja pasja w niezauważalny sposób stała się twoją pracą i po prostu potrzebujesz odpoczynku, by złapać równowagę.
W tym wszystkim autor tekstu (w tej roli wyjątkowo również Adrian Smith) zwraca nam jednak szczególną uwagę na aspekt tęsknoty za domem: czyż to nie zabawne jest, nigdy za nim nie tęsknisz, dopóki nie wyjedziesz. Tam me serce pozostało i tam pozostanie aż do dni mych kresu – deklaruje. Jak widzimy, jego doświadczenie uczy nas, że często nie doceniamy znaczenia rodzinnego domu; prowadzenie trybu życia nomada potrafi jednak to boleśnie uświadomić nawet największemu twardzielowi. I nie musi wcale być muzykiem, by tego doświadczyć; w naszych czasach tak wielu z naszych rodaków pracuje w innym mieście lub nawet w innym kraju – tacy ludzie we własnym domu są często tylko weekendowymi lub odświętnymi gośćmi. Jestem pewien, że wielu z nich potwierdzi własnym doświadczeniem odczucia, które opisuje w „Wasted Years” Adrian Smith. Po pewnym czasie niektórzy dodatkowo zaczynają się gubić we własnym życiu, w swoich priorytetach, zapominają, po co właściwie robią, to, co robią – jednym słowem czują, że tracą grunt pod nogami.
W drugiej zwrotce autor pogłębia tylko myśli, które zasygnalizował na wstępie utworu. Nie znajduję już właściwych słów, by przebrnąć przez kolejny dzień – mówi. To sprawia, że płakać mi się chce, co jakby nie było, jest dość nietypowym wyznaniem, jak na herosa spod znaku heavy metalu. Prawda jednak jest taka, że nawet najwięksi metalowi twardziele w pewnych sytuacjach są w stanie zapłakać.
Najistotniejsze przesłanie tekstu płynie jednak z refrenu: nie marnuj czasu, ciągle szukając tych straconych lat – śpiewa Bruce Dickinson. Mówiąc krótko, autor tekstu namawia słuchacza, by nie koncentrować się na tym, co było, co nam uciekło, co przeminęło, co już nie wróci; zdarzenia z przeszłości mają to do siebie, że nieodwracalnie od nas odpłynęły – przeminęły i nie ma sensu się na nich skupiać. Znacznie lepszą postawą jest – zdaniem Smitha – koncentrować się na „tu i teraz”, bo to twoje złote lata są.
Mówiąc jeszcze innymi słowy, to, co przed Tobą, jest zawsze najważniejsze. Rozpamiętywanie przeszłości do niczego nie prowadzi, poza frustracją; lepiej skupić się na możliwie najpełniejszym przeżyciu chwili, która właśnie trwa. Po prostu: doceń to, co masz, carpe diem! Oczywiście Smith mówi to o sobie, ale ta myśl ma znamiona uniwersalnej filozofii życia, nad którą warto się choćby na chwilę zatrzymać.
Dodajmy jeszcze, że teledysk do utworu zawiera także sceny nakręcone w Polsce – widać na nim m.in. polskich fanów z transparentem powitalnym (ok. 2:20) oraz grupę trzymającą polską flagę z napisem „Iron Maiden – Welcome to Poland” (2:25) z pierwszego tournée zespołu po naszym kraju.
(post scriptum – dodane 17 czerwca 2023)
Na koniec trzeba jeszcze nadmienić, że słowo „wasted” z tytułu utworu ma jeszcze jedno znaczenie, które w języku polskim najbardziej trafnie możemy chyba oddać jako „nawalony” (oczywiście chodzi o alkohol). Czyżby była to więc aluzja do pokoncertowych imprez, po których muzyków bolała głowa!?
Byłem na koncercie Ironów w hali Olivia w Gdańsku w 1986 roku. Jak wyłączyli światło i poleciało intro do „Number of the Beast” mało nie umarłem.. 🙂 Tu cały tekst znany i zrozumiały – bo super przebój. W 2008 na koncercie z trasy „Somewhere back in Time” kawałek „Wasted Years” zabrzmiał świetnie. Ale i tak nigdy nie zastanawiałem się nad jego znaczeniem i tekstem – nie jest to „ten” kawałek IM, który jest znaczący, jak właśnie Number, Fear, czy Trooper. Dzięki za analizę – wreszcie wiem, czego przez lata słuchałem 🙂