Nie będę ukrywał, że Pantera nigdy nie należała do moich ulubionych zespołów heavymetalowych. Jest jednak kilka utworów tej formacji, obok których nie można przejść obojętnie nawet wtedy, gdy nie ma się go w „ulubionych”. Takimi utworami są na pewno „Cemetary Gates”, „Cowboys From Hell” czy słynny „Walk”.
Ten ostatni muzycy napisali po trasie koncertowej z okazji wydania albumu „Cowboys From Hell”, który okazał się naprawdę wielkim sukcesem. Tak dużym, że muzycy ze zdziwieniem zrozumieli, że ich znajomi zaczęli ich inaczej traktować – jak znudzone gwiazdy, którymi się zdecydowanie nie czuli. Odzwierciedleniem przemyśleń muzyków na ten temat stał się właśnie tekst, który napisali do genialnego „Walk”. A że Phil Anselmo, Dimebag Darrell, Rex Brown i Vinnie Paul to artyści zdecydowanie bezkompromisowi, nie powinno więc nikogo dziwić, że w efekcie powstała także zdecydowanie bezkompromisowa liryka.
„Walk” – Pantera
Can’t you see I’m easily bothered by persistence
One step from lashing out at you…
You want in, to get under my skin
and call yourself a friend.
I’ve got more friends like you, what do I do?
Is there no standard anymore?
What it takes, who I am, where I’ve been, belong.
You can’t be something you’re not.
Be yourself, by yourself, stay away from me.
A lesson learned in life,
known from the dawn of time
Respect. Walk.
Run your mouth when I’m not around, it’s easy to achieve.
You cry to weak friends that sympathize.
Can you hear the violins playing your song?
Those same friends tell me your every word
Are you talking to me?
No way punk
„Idź stąd” – Pantera
Czy nie widzisz, jaką udrękę sprawia twój upór
Jestem o krok od skopania ci tyłka
Chcesz mi się wedrzeć pod skórę
bym nazwał cię moim przyjacielem
Mam więcej takich przyjaciół jak ty, co ja poradzę?
Czy nie ma już żadnych zasad?
Co trzeba zrobić, kim jestem, gdzie należałem
Nie możesz być kimś, kim nie jesteś
Bądź sobą, bądź samodzielny, ale trzymaj się z dala
Taką lekcję wyniosłem z życia,
lekcję znaną od zarania dziejów
Wara ode mnie. Idź stąd.
Obgaduj mnie, gdy nie ma mnie obok, to takie proste
Wypłakujesz się swoim słabym przyjaciołom
Nie słyszysz, jak skrzypce grają twą piosenkę?
Ci twoi kumple powtarzają mi każde twoje słowo
Do mnie mówisz?
Nie ma opcji, śmieciu
Czytając tekst dosłownie, można go zrozumieć tak: muzycy wracają z trasy, która zmieniła ich status na gwiazdy, w efekcie czego nagle wiele osób zaczyna się do nich przyklejać. Krótko mówiąc ci wszyscy, którzy dotąd nie byli ich przyjaciółmi, teraz nagle chcą się nimi stać, chcą koniecznie ogrzać się w blasku ich sławy. Tymczasem muzycy mają dość przyjaciół, nie potrzebują takich, którzy chcą się im tylko przypodobać, by móc się z nimi zaprzyjaźnić. Tacy pseudoprzyjaciele są przy tym upierdliwi i ciągle się koło artystów kręcą. Phil Anselmo, wokalista grupy, wyjaśnił jednak, że znaczenie liryki jest nieco inne: „kiedy wróciliśmy do domu [po trasie], nasi przyjaciele zaczęli traktować nas trochę inaczej, bo myśleli, że coś nam uderzyło do głowy, że mamy wyhaftowaną na twarzach tę rockową gwiazdę. Ale ja czułem, że zawsze byłem tym samym facetem. Kiedy pisałem „Walk”, miałem na myśli tylko garstkę tych ludzi. I w zasadzie moje przesłanie brzmi: 'weź swój cholerny stosunek do mnie i idź z tym na pieprzony spacer. Trzymaj to gówno z dala ode mnie’. W tamtym czasie wziąłem to sobie bardzo do serca. Po prostu broniłem swojego własnego nie-bycia-gwiazdą-rockową, czy jakkolwiek to chcesz ująć”.
Wracając więc do utworu, wyobraźmy sobie taką sytuację: wracasz po wielu miesiącach do swojego miasta, w którym mieszkasz i z którym jesteś zżyty, czyli – wydawałoby się – do najbardziej przyjaznego dla ciebie miejsca na świecie, mając na koncie wielki sukces. Spodziewasz się więc w sposób naturalny, że wszyscy twoi znajomi przywitają cię entuzjastycznie, a tu nagle okazuje, że wielu z nich zaczyna patrzeć na ciebie podejrzliwie i traktować cię jak kogoś, komu do głowy uderzyła woda sodowa. Patrzysz w lustro i nadal widzisz w nim dokładnie tego samego gościa, którym byłeś rok, dwa czy pięć lat temu, ale – jak się okazuje – niektórzy postrzegają cię już zupełnie inaczej i dają ci to natychmiast odczuć.
Ogarnia cię naturalna złość, jesteś o krok od skopania im tyłka. Co gorsza, chcą ci się wedrzeć pod skórę, byś nazwał ich swoim przyjacielem – śpiewa Phil Anselmo, a uważny słuchacz dostrzeże w tym wyrzucie coś więcej – takim fałszywcom nie chodzi bynajmniej o to, by rzeczywiście stać się twoimi przyjaciółmi, lecz by z bliska, jako rzekomo bliscy ci ludzie, zadać ci jeszcze więcej bolesnych ciosów.
Muzycy retorycznie pytają więc: czy nie ma już żadnych zasad? Oczywiście nie tyle chodzi o jakieś wydumane zasady, co raczej o zwykłe koleżeństwo. Czy naprawdę wystarczy osiągnąć sukces, by od razu stać się w oczach znajomych wyniosłym bucem? Doświadczenie muzyków Pantery dowodzi, że niestety tak. Obgaduj mnie, gdy nie ma mnie obok – śpiewa Anselmo, ale w chwilę potem dodaje: twoi kumple powtarzają mi każde twoje słowo.
W tym momencie można się naprawdę poczuć zniesmaczonym: jedni znajomi cię obgadują, inni z kolei radzi są, by ci o tym donieść. A wszystko dlatego, że odniosłeś sukces; jedni ci go zazdroszczą, inni z kolei ci się podlizują, by zaskarbić sobie twoją przychylność. Artyści kwitują takie zachowanie, pytając: nie słyszysz, jak skrzypce grają twą piosenkę? W tym idiomie chodzi o to, że w smutnych scenach teatralnych czy filmowych często stosuje się tło muzyczne, w którym główną wolę odgrywają skrzypce. Autorzy tekstu drwią w ten sposób z postępków swoich rzekomych przyjaciół i sugerują, że uważają je za małostkowe. Bądź sobą, bądź samodzielny, ale trzymaj się z dala – podsumowuje Anselmo, dodając: taką lekcję wyniosłem z życia. Lekcję znaną od zarania dziejów.
I dlatego w słynnym refrenie „Walk” słychać „Re-spect, walk”, co dosłownie trzeba by przetłumaczyć jako „szacunek, idź”, ale w tym kontekście znaczy mniej więcej tyle, co „wara ode mnie”, ewentualnie „spadaj, koleś”, „odejdź ode mnie” albo „idź stąd”. A dodanie do tego zaczepnego do mnie mówisz? oraz ostentacyjnego nie ma opcji, śmieciu nie można zinterpretować inaczej, jak tylko jako ostrzeżenia, by taki „przyjaciel” lepiej szybko dał muzykom spokój i zszedł im z drogi, no chyba, że szuka guza. Bo cierpliwość artystów na takie zachowanie, delikatnie mówiąc, też ma swoje granice.
Nie jestem fanem Pantery. W sumie to chyba nie przepadam za „american-style” metalem, który raczej jest ostrym rockiem, niż metalem. Ale w tym kawałku Pantera uderza jak należy, a tekst jest… dla mnie dziwny. Nie do końca kumam o co chodzi, że gość jest obrażony, że inni postrzegają go za gwiazdę, którą on się nie czuje? Że taki skromny, że taki „zwykły”człowiek? Czy też ma wąty o to, że skoro jest gwiazdą, to inni chcą się ogrzać w jego blasku? Z tekstu wynika, że problemem są ludzie „muchy” oblepiające fajny kąsek, ale właśnie teraz – gdy mięso jest krwiste. Takich nie lubimy. Ale może on się po prostu hipokrytą, który zgrywa się na „kumpla”, udaje że nie jest gwiazdą i chce być postrzegany jako „ten stary koleś”? I jak ktoś widzi w nim gwiazdę to niech spada, bo on nadal jest 'zwykły”. Że nie uderzyła mu woda sodowa do głowy…. Tak czy siak tekst ma rytm i moc. A co znaczy, to już zostawiam QBL-owi 🙂