„Highway To Hell” to jeden z kanonów nie tylko heavy metalu, ale muzyki rockowej w ogóle. Ma z pozoru bardzo prosty tekst, który wychwala łatwe życie rockmana, notorycznie imprezującego na trasie i zaliczającego tabuny groupies. Liryka ma jednak także drugie dno i to właśnie ono jest moim zdaniem znacznie bardziej interesujące. Krótko mówiąc, mamy przed sobą tekst, którego cechą charakterystyczną jest dwuznaczność, a który celowo jest prowokacyjny i który na dodatek – jak się za chwilę przekonamy – okazał się proroczy. Przeczytajmy i przeanalizujmy więc wspólnie słowa jednego z najbardziej genialnych utworów wszechczasów, stworzonego przez niezapomnianych braci Young oraz przedwcześnie zmarłego Bona Scotta.
Panie i panowie, czas na AC/DC.
“Highway To Hell” – AC/DC
Livin’ easy, lovin’ free, season ticket on a one way ride
Askin’ nothin’, leave me be, takin’ everythin’ in my stride
Don’t need reason, don’t need rhyme
Ain’t nothin’ that I’d rather do
Goin’ down, party time,
my friends are gonna be there too
I’m on the highway to hell
Highway to hell
I’m on the highway to hell
No stop signs, speed limit,
nobody’s gonna slow me down
Like a wheel, gonna spin it,
nobody’s gonna mess me around
Hey Satan, payin’ my dues,
playin’ in a rockin’ band
Hey mumma, look at me,
I’m on the way to the promised land
I’m on the highway to hell
Highway to hell
I’m on the highway to hell
Highway to hell
Don’t stop me
I’m on the highway to hell
On the highway to hell
Highway to hell
I’m on the highway to hell
And I’m goin’ down, all the way
I’m on the highway to hell
„Autostrada do piekła” – AC/DC
Łatwe życie, wolna miłość – tak, to bilet w jedną stronę
Nie chcę pytań, dajcie spokój, biorę wszystko bez wysiłku
Nie potrzeba mi powodu ni przyczyny
Nic innego nie mam w głowie
Tylko sex i impry wciąż,
moi kumple też tam będą obok mnie
Jestem na autostradzie do piekła
Autostradzie do piekła
Jestem na autostradzie do piekła
Żadnych znaków „stop”,
ni prędkości ograniczeń
Jak koło będę się kręcić, wciąż szybciej i szybciej,
i nikt mnie nie powstrzyma
Hej Szatanie, spłacam swe długi,
grając w zespole rockowym
Hej mamo, popatrz na mnie,
jestem w drodze do ziemi obiecanej!
Jestem na autostradzie do piekła
Autostradzie do piekła
Jestem na autostradzie do piekła
Autostradzie do piekła
Nie próbujcie mnie powstrzymać
Jestem na autostradzie do piekła
Na autostradzie do piekła
Autostradzie do piekła
Jestem na autostradzie do piekła
I zapadam się, do samego końca
Jestem na autostradzie do piekła
Większość fanów AC/DC pewnie wie, że jest to zespół o korzeniach australijskich. Tekst napisany został australijskim slangiem, stąd tyle apostrofów w słowach kończących się na „-ing”. W Internecie jako oficjalna podawana jest nieco inna wersja liryki, po pierwsze „zangielszczona” (a może „zamerykanizowana”?), a po drugie różniąca się w dwóch miejscach („living free” zamiast „lovin’ free” oraz „paid my dues” zamiast „payin’ my dues”). Wersja, którą wybrałem, znajduje się jednak na wkładce do płyty i dlatego uważam ją za ważniejszą od tej najbardziej rozpowszechnionej, a ponadto uznałem, że australijski angielski dodaje „Highway To Hell”… nieco kolorytu.
Dwupasmówka Canning Highway w Perth, wielokrotnie przemierzana przez Bona Scotta w młodości (źródło: Wikipedia)
Przechodząc do samego tekstu, zacznijmy od tego, czym jest tytułowa „Highway To Hell”, czyli „Autostrada do piekła”. Bon Scott, pierwszy bardzo znany wokalista zespołu, podobno często przemierzał 17-kilometrową drogę Canning Highway w Perth (tam właśnie mieszkał w czasach młodości), która prowadziła do jego wielu ulubionych pubów, w tym do „The Raffles”, w którym Bon podobno wielokrotnie się spotykał z kumplami. A ponieważ Australijczycy raczej za kołnierz nie wylewają, w tych pubach nie było łatwo, dlatego Bon nazywał Canning Highway ponoć właśnie „drogą do piekła”.
To jednak tylko jedna z możliwych genez utworu; pomysł na tekst zrodził się bowiem podobno w trakcie pierwszej, szalenie wyczerpującej trasy zespołu po Stanach Zjednoczonych. Nie ma się co dziwić, że Angus Young, będąc w tamtych czasach praktycznie cały czas w trasach promujących kolejne albumy, z krótkimi tylko przerwami… na nagranie następnej płyty, nazwał taki styl życia „autostradą do piekła”. Koncerty, imprezy do rana i alkohol, a wszystko z intensywnością pociągu TGV. Żyć nie umierać? Chyba nie do końca; już na wstępie dowiadujemy się, że toczenie takiego łatwego żywota to trochę tak, jakby podróżując kupić bilet w jedną stronę.
Trochę to zagadkowe, skoro autor tekstu przyznaje, że nic innego nie ma w głowie, tylko sex i impry wciąż, moi kumple też tam będą obok mnie, czyli – jakby nie było – podoba mu się takie życie. Z jednej więc strony stwierdza wielokrotnie, że to autostrada do piekła, z drugiej oznajmia: nikt mnie nie powstrzyma. Najwyraźniej Bon Scott zdaje sobie sprawę z tego, że takie imprezowe życie ma krótkie nogi; wytrzymałość ludzkiego ciała ma przecież swoje granice, z drugiej jednak strony chyba po prostu lubi takie życie i nie wyobraża sobie po prostu, że mógłby pędzić inne. To dlatego nie chce pytań. Być może w podobny sposób myślał mój nieżyjący przyjaciel, który wiedząc, że jest chory na nieuleczalną chorobę, chciał żyć w pełni, bez ograniczeń, bez żadnych znaków „stop”, ni prędkości ograniczeń, choć zdawał sobie sprawę, że będzie żył znacznie krócej, niż gdyby o siebie dbał.
Bon Scott na koncercie w Grenoble, 1979 (źródło: Wikipedia)
Jakżeż ironicznie brzmi w tym kontekście wykrzyknienie, które autor tekstu kieruje do swojej matki: hej mamo, popatrz na mnie, jestem w drodze do ziemi obiecanej! Mamy tu oczywiste nawiązanie do krainy obiecanej Abrahamowi przez Boga w starym Testamencie, do której następnie Mojżesz prowadził Izraelitów z niewoli egipskiej m.in. przez Morze Czerwone.
Kariera muzyka rockowego rzeczywiście może oszołomić; jeśli ci się uda, zarabiasz naprawdę duże pieniądze, cieszysz się sławą i uznaniem otoczenia. Szalone, rockandrollowe życie może jednak także każdą matkę przerażać, tym bardziej, że takie postawienie sprawy pod koniec lat 70-tych było jawną rebelią przeciwko tradycyjnym wartościom, z reguły serwowanym przez większość rodziców swoim dzieciom, co słusznie zauważają komentatorzy w serwisie Genius.com.
Bon Scott doskonale więc zdawał sobie sprawę, z czym się mierzy. Tytułowa „autostrada do piekła” to zatem także przenośnia mająca za zadanie oddać przekonanie autora tekstu, że życie rockmana, który pełnymi garściami korzysta z uroków swej popularności, to bardzo niebezpieczna droga, mogąca skończyć się źle, jeśli nie umie się w odpowiednim momencie przestać. Bon Scott podobno powiedział niedługo przed śmiercią: „jestem w trasie od trzynastu lat; samoloty, hotele, groupies, gorzałka… wszystko to kradło mi życie kawałek po kawałku”. Dodajmy, że Scott zmarł zaledwie kilka miesięcy po wydaniu albumu „Highway To Hell” w lutym 1980 roku w trakcie jednej z niekończących się imprez na skutek zatrucia alkoholowego (według pogłosek mogło być to też przedawkowanie heroiny, choć członkowie grupy temu zaprzeczają). Mówiąc krótko, dla niego ta autostrada, po której podążał z takim zapamiętaniem, okazała się naprawdę autostradą prowadzącą może i nie do piekła, ale na pewno prosto na cmentarz.
Przedwczesna śmierć wokalisty wzbudza uzasadniony niepokój. Zwróćmy uwagę na to, że Bon Scott buńczucznie krzyczał: hej Szatanie, spłacam swe długi, grając w zespole. Brzmi to trochę tak, jakby chciał powiedzieć diabłu: goń się, robię dla Ciebie, co powinienem, nie dopadniesz mnie! Gdy się jednak zestawi to z faktem, że muzyk zmarł ledwie kilka miesięcy później… naprawdę robi się słabo. Czyżby Szatan rzeczywiście postanowił go dopaść?! Warto zwrócić uwagę, że zespół otwierał kolejny album utworem o wiele mówiącym tytule „Hells Bells” („Dzwony piekieł”)…
Może więc cały utwór powstał, by dać świadectwo, że zespół rzeczywiście zaprzedał dusze diabłu…? AC/DC było przecież oskarżane o przemycanie na płycie „Highway To Hell” podprogowych przekazów o treści satanistycznej. Zapytany o to gitarzysta grupy, Angus Young, bezczelnie odpowiedział: „nie musicie odtwarzać albumu od tyłu, nigdy niczego nie ukrywaliśmy. Nazwaliśmy album po prostu Autostrada do piekła, macie więc wszystko na widoku”. A jeśli Angus Young mówił szczerze…? Skoro Bon Scott odwołuje się w tekście bezpośrednio do Szatana, wobec którego spłaca wszystkie długi? Przecież ledwie kilka miesięcy później zmarł! Osobiście nie wierzę w ten scenariusz, przyznaję jednak, że wszystko układa się w logiczną całość. I jeszcze te „Hells Bells” na następnej płycie…
Gwoli ścisłości dodajmy, że jest jeszcze jedna teoria, czym jest „Highway To Hell”. Według następcy Bona Scotta, Briana Johnsona, to szosa wiodąca z Perth (południowo-zachodnie wybrzeże) do Sydney (południowo-wschodnie wybrzeże) przez cały kontynent (przemierzenie trasy o długości blisko 4000 km trwało około 40 godzin!!!). Gdy zatem jechało się autobusem z jednego miasta do drugiego, słońce dawało się podróżującym mocno we znaki, przez co taka jazda stawała się właśnie „autostradą do piekła”. Nie uważam jednak, by była to dobra interpretacja tego utworu – Brian Johnson dołączył do zespołu, co oczywiste, dopiero po śmierci Bona Scotta, jego słowa należy więc moim zdaniem traktować z pewnym dystansem.
Co ciekawe, „Highway To Hell” jest czasem porównywany do… „Stairway To Heaven” grupy Led Zeppelin. W jednym i drugim wypadku chodzi bowiem o dokonanie wyboru ścieżki postępowania w swoim życiu, która prowadzi nas do jakiegoś celu. Nietrudno zauważyć, że oba utwory są swymi przeciwieństwami i to pod kilkoma względami; jeden jest piękną balladą, drugi mocnym, rytmicznym kawałkiem, przy którym nie sposób ustać spokojnie. W jednym wypadku do celu prowadzi nas szeroka autostrada, w drugim wąskie schody; w pierwszym droga wiedzie nas prosto do piekła, w drugim wprost przeciwnie – do nieba. Czy to autostrada do piekła, czy schody do nieba, jedno i drugie jest tak naprawdę ową ziemią obiecaną, o której śpiewa Bon Scott, zwracając się do swojej matki.
Czym zatem jest „Highway To Hell”? Hołdem złożonym trybowi życia prowadzonemu przez gwiazdy rocka, czy też może przestrogą przed konsekwencjami grożącymi tym, którzy zapominają o wciskaniu hamulca? Moim zdaniem trochę i jednym, i drugim. Życie rockmana upstrzone jest mnóstwem pokus; łatwe życie, wolna miłość potrafią wciągnąć. Korzystanie z uroków takiego życia ma jednak swoje wady, czego doświadczył autor tego tekstu, płacąc najwyższą cenę za swoje bezprzykładne oddanie się stylowi życia gwiazdy rocka. Każdy wyznaje swoją własną filozofię życia, warto jednak pamiętać tę lekcję, którą przygotował dla nas Bon Scott wraz z AC/DC.
A person essentially lend a hand to make seriously articles I mightt state.This iss the very first time
I frequented your website page and to thius point?
I amazed with the research yoou made to create this
actual publish incredible. Wonderful job! https://Odessaforum.biz.ua/
Do hell jest highway a do heaven stairways, z powodu natężenia ruchu 🤟
Dokładnie tak 🙂 Choć oba utwory i tak są przez religijne okulary postrzegane jako satanistyczne. Jak słuchasz marny twój los….
Raczej powiedziałabym, że z powodu łatwości vs. trudu jakimi można poruszać się po obu drogach. Autostradą jedzie się łatwo i bezproblemowo jest to alegoria łatwego, niewymagającego życia prowadzącego do zguby, natomiast życie, które jest wartościowe i przynosi dobre owoce jest trudne i rzeczywiście niewielu jest chętnych, żeby podążać schodami do góry i pod prąd. Zastanawiam się jak mamy patrzeć, jeśli nie przez pryzmat wiary na teksty, które w jasny sposób odnoszą się do Chrześcijaństwa? Przecież autor z zamysłem zastosował daną figurę retoryczną, gdyby kontekst nie miał być odczytywany w pryzmacie wiary Chrześcijańskiej to mógł równie dobrze zastosować odniesienia do Islamu, Judaizmu, Buddyzmu czy największej wiary świata – ateizmu. Czemu zawsze bluźnią przeciw Jezusowi? Z chęcią przeczytałabym taki artykuł na stronie autora.
Formuła, jaką przyjąłem, raczej wyklucza podjęcie takiego tematu wprost. Przynajmniej na razie koncentruję się na analizie poszczególnych tekstów, nie na konkretnych tematach (takie całościowe podejście wymaga przekrojowego potraktowania, na to moim zdaniem jest za wcześnie – nie zrobiłbym tego po prostu na razie rzetelnie). Mam na to pewien pomysł, myślę, że z czasem będę mógł napisać i takie artykuły.
Na razie cząstkowych odpowiedzi udzielam w niektórych analizach. Polecam analizę Kata „Odi Profanum Vulgus”, a wkrótce ukażą się też analizy tekstów Deicide (już w najbliższą sobotę) i jeszcze w sierpniu Vadera – tam również nawiążę do tego tematu.