Tajemnicą branży muzycznej jest to, że większość muzyków nie lubi koncertować, a właściwie nie lubi jechać „w trasę”. Wiąże się to bowiem nierozerwalnie z męczącym podróżowaniem, rozłąką z domem i rodziną, a często też z notorycznym imprezowaniem. Życie nomada nie każdemu przecież odpowiada; większość z nas potrzebuje miejsca, w którym wie, że jest u siebie i lubi w nim po prostu być. Tymczasem „bycie w trasie” oznacza konieczność szybkiego przemieszczania się z miejsca na miejsce, umiejętności przystosowania się do zmieniających się warunków i ciągłego życia na walizkach.
Są jednak tacy, którzy są wręcz stworzeni do prowadzenia takiego właśnie życia.
„Earth Scar” – Decapitated
I scarify the earth
I carve my path with the line of my life – nomad’s
chosen mark
I scarify my brain with memories
The intensive taste of yesterday’s air
The breath of freedom, the breath of fate
Distance between million names and places
The touch of native life, the culture’s spell
I’m a man born to settle but with soul born to stray
The source of my being, the core of this path
I’m raising my army stronger than death
The sacred art of waiting, humble votary
Time leaks through the days lost in dissolving dates
The hour of sacrum. The sacrum on stage
Sweet mantra of life, the cure that revives!
I morph into the shaman performing the rite
Trance of the screaming faces, the voice of my tribe
Mellifluous prayer that will never fade
Hear the common rhythm pulsating in our veins
The source of my being, the core of this path
I’m raising my army stronger than death
I’m digging my earth scar. Step after step
Against everything I follow my fate
I’m digging my earth scar till I dig my grave
Wherever I’ll fall, I’ll fall as a fulfilled man!
„Ziemski ślad” – Decapitated
Żłobię swój ślad na ziemi
Wytyczam swoją ścieżkę linią mojego życia –
życia nomada
Żłobię bruzdy wspomnień w moim umyśle
Intensywnych aromatów wczorajszej atmosfery
Powiewu wolności, tchnienia losu
Przemierzania szlaków między milionami miejsc
Zetknięcia z lokalnymi zwyczajami, uroku ich kultury
Jestem kimś urodzonym, by osiąść, z duszą powołaną,
by błądzić
Źródło mojego istnienia – sedno mej drogi
Buduję swą armię trwalszą niż śmierć
Jestem pokornym wyznawcą świętej sztuki czekania
Czas przecieka przez dni stracone w galopie dat
Nastała godzina sacrum; sacrum na scenie
Słodka mantra życia, lekarstwo, które wskrzesza!
Zamieniam się w szamana wykonującego obrzęd
Ekstaza krzyczących twarzy, wrzask mojego plemienia
Słodka modlitwa, która nigdy nie przeminie
Posłuchaj: to wspólny rytm pulsujący w naszych żyłach
Źródło mojego istnienia – sedno mej drogi
Buduję swą armię trwalszą niż śmierć
Pogłębiam swój ziemski ślad. Krok po kroku
Wbrew wszystkiemu podążam za moim losem
Pogłębiam swój ziemski ślad aż po grób
Gdziekolwiek padnę, padnę jako człowiek spełniony!
Angielskie słowo „scar” dosłownie oznacza bliznę. Tłumacząc tekst grupy Decapitated odszedłem więc nieco od dosłowności, by lepiej (moim zdaniem) oddać istotę sprawy. Autor tekstu – Rafał „Rasta” Piotrowski – zasugerował mi, by tytuł przetłumaczyć jako „skaryfikacja ziemi” (skaryfikacja to „odmiana sztuki zdobienia ciała poprzez nacinanie, zadrapywanie lub wypalanie skóry tak, że w danym miejscu tworzy się jasna tkanka bliznowata. Przez umiejętne uszkadzanie skóry otrzymuje się wzory i desenie”). Ja oczywiście – jak to ja – niepokornie uznałem, że można lepiej oddać sens i przesłanie tego tekstu, tłumacząc „earth scar” jako „ziemski ślad”. Spieszę z wytłumaczeniem, dlaczego (…i mam nadzieję, że Rafał wybaczy mi tę niesubordynację…).
Przemierzając świat, artyści tak naprawdę poszukują akceptacji dla swej twórczości. Bez fanów muzyka byłaby przecież tworzona „do szuflady”, podobnie jak wiersze czy opowiadania – bez czytelników literatura nie istnieje. To dlatego autor zwraca uwagę na to, że buduje armię trwalszą niż śmierć – ma na myśli oczywiście armię miłośników tworzonej przez siebie i kolegów z zespołu muzyki, która znalazła uznanie w oczach tysięcy fanów na całym świecie.
Dzięki temu muzycy żłobią swój ślad na ziemi, koncertując. Rafał Piotrowski wtedy zamienia się w szamana wykonującego obrzęd, a w odpowiedzi widzi ekstazę krzyczących twarzy, czyli owej „armii trwalszej niż śmierć”. W ten sposób pozostawia po sobie trwały ślad w świadomości tych wszystkich ludzi, z którymi spotyka się na koncertach, grając swoją muzykę. I w tym sensie lepiej moim zdaniem oddaje sens przesłania tekstu Rafała Piotrowskiego właśnie słowo „ślad” – to ślad pozostający w pamięci tysięcy ludzi, którzy mieli okazję uczestniczyć w tym sacrum na scenie, w owej słodkiej mantrze życia, lekarstwie, które wskrzesza. Ale nie tylko – to także po prostu wryta w głowy tysięcy fanów muzyka, która w nas gra, gdy pracujemy, jemy, spacerujemy czy odpoczywamy. Także muzyka Decapitated.
Taka postawa przywiodła mi na myśl (nie od razu wprawdzie, ale jednak) przedstawicieli polskiego romantyzmu – jednym z ich podstawowych celów w życiu było zadbać o swą sławę po śmierci (wprost pisał o tym np. Juliusz Słowacki w swoim pamiętniku: „O Boże! Daj mi sławę choć po śmierci, a za to niech będę najnieszczęśliwszym, pogardzanym i nie poznanym w moim życiu”). Pozostawienie takiego trwałego śladu w głowach tysięcy ludzi rozsianych po całej planecie bez wątpienia zapewni muzykom istnienie także po ich śmierci. Rafał mówi o tym w ten sposób: pogłębiam swój ziemski ślad aż po grób; gdziekolwiek padnę, padnę jako człowiek spełniony! Nie mam pojęcia, kto będzie słuchał muzy Decapitated za sto czy dwieście lat, czy w ogóle jeszcze ktoś będzie sięgał po tę muzykę tak jak obecnie nadal tu i ówdzie (choćby w szkole) sięgamy po utwory romantyków, ale kto wie?
O ile inspiracja w kwestii „wyżłobienia” swego śladu w świadomości innych ludzi przyszła mi do głowy samodzielnie, o tyle Rafał Piotrowski sam zasugerował mi zupełnie inne źródło inspiracji: pieśń Horacego „Exegi monumentum aere perennius”. Jeśli się uważniej przyjrzymy temu wierszowi rzymskiego poety, szybko zauważymy, że i Horacy również podejmuje w nim problematykę zadbania o własną sławę po śmierci, pisząc „wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu” (autor tekstu wyraźnie nawiązuje bezpośrednio do Horacego, nadmieniając: buduję swą armię trwalszą niż śmierć). Rzymski mistrz pióra dodaje po chwili: „nie wszystek umrę wiem że uniknie pogrzebu cząstka nie byle jaka” (fragmenty wiersza Horacego w znakomitym tłumaczeniu Adama Ważyka).
To jednak nie wszystko i nie jedyne znaczenie „ziemskiego śladu”. Z jednej strony bowiem tytuł utworu oznacza ślad, który autor tekstu żłobi w świadomości innych ludzi, z drugiej jednak ten ślad tworzy również… we własnej głowie. Tak naprawdę większą część utworu poświęca właśnie tej kwestii: wytyczam swoją ścieżkę linią mojego życia – życia nomada; żłobię bruzdy wspomnień w moim umyśle. Tak więc Rafał Piotrowski ten ziemski ślad żłobi na swojej własnej ścieżce, czyli w swoim życiu, przemierzając szlaki między milionami miejsc. W ten sposób daje nam znać, że dzięki temu styka się z setkami zwyczajów pielęgnowanych przez różne społeczności, co odciska na nim swoiste piętno, tworząc owe „blizny” w jego umyśle. Jest to jednak dla niego coś więcej, niż tylko sposób na upowszechnianie swojej muzyki. To dla niego powiew wolności. Wyznaje, że jest kimś urodzonym, by osiąść, z duszą powołaną, by błądzić.
To bardzo osobiste wyznanie oznacza, że autor zdaje sobie sprawę, iż wyrósł w społeczeństwie, którego członkowie mają wbity w dowodzie osobistym stały adres zameldowania. Jednak jego osobistym wyborem jest życie nomada, czyli kogoś, kto nie ma swego stałego miejsca zamieszkania, kto stale jest w podróży, kto uwielbia być w podróży, kto prawie wszystkie swoje rzeczy osobiste ma zawsze przy sobie i kto godzi się z tym, że nie zatknie swojego sztandaru w żadnym miejscu wystarczająco długo na tyle, by móc powiedzieć, że właśnie tu jest jego miejsce, jego DOM.
Gitarzysta grupy, Wacław „Vogg” Kiełtyka mówi o liryce Rafała, że to „tekst z mnóstwem metaforycznej treści dotyczącej koncertowania. Przeciwstawienie 'normalnego’, codziennego życia w domu z przebywaniem w trasie i przyglądaniem się naszemu 'plemieniu’ reagującemu na muzykę, co ma wręcz lecznicze właściwości!”. To oczywiście prawda, z tym, że to zaledwie wierzchołek góry lodowej. Tekst rzeczywiście zawiera mnóstwo „metaforycznej treści” i jest znacznie głębszy, niż można by przypuszczać po jego pobieżnym przejrzeniu. Dotyka zasadniczej potrzeby każdego człowieka – podstawowego pragnienia zbudowania domu dla swej rodziny w ukochanym miejscu na Ziemi, z drugiej – pragnienia bycia docenionym, dla którego niektórzy gotowi są nawet (ostatecznie) zrezygnować z tej bardziej pierwotnej potrzeby. Jak dla mnie, wyszło to świetnie, choć przyprawione jest szczyptą goryczy wynikającej z konieczności dokonywania wyboru w kwestiach, w których o dobry wybór naprawdę bardzo, bardzo trudno. A właściwie: dokonanie dobrego wyboru jest po prostu niemożliwe.
0 komentarzy